Islandia to mały, zamieszkiwany przez zaledwie 300 000 osób kraj, położony na kilku wyspach na Oceanie Atlantyckim, który pomimo mocnych związków z Europą, nie należy do Unii Europejskiej (ale stara się o członkostwo) i co za tym idzie nadal posiada własną walutę - koronę islandzką. O tym państewku było bardzo głośno 3 lata temu, gdy stało się jedną z pierwszych ofiar kryzysu finansowego w 2008 roku, sektor bankowy Islandii miał zadłużenie przewyższające całkowity PKB tego kraju, przez co rząd nie miał możliwości udzielenia mu pożyczek, a sam kraj przeszedł proces kontrolowanego bankructwa.
Minęło 3 lata, w czasie których Islandczykom pewnie nie było przesadnie łatwo, z racji tego, że ich waluta uległa sporej dewaluacji, na przykład w stosunku do PLN jej wartość spadła o 1/3, w stosunku do Euro nawet jeszcze bardziej, ale dzięki temu gospodarka stała się bardziej konkurencyjna i Islandia mogła zwiększyć eksport swoich towarów. Tak to powoli kraj stawał na nogi i bardzo znamiennym jest, że dzisiaj agencja Fitch, która zaledwie miesiąc temu obniżyła ratingi kilku ważnym europejskim państwom, podniosła rating Islandii z BB+ do BBB- z perspektywą stabilną.
Oznacza to nie mniej, nie więcej, że papiery dłużne emitowane przez islandzki rząd, zyskały właśnie rating inwestycyjny, czyli taki, który uważany jest na tyle bezpieczny, aby można było inwestować w papiery dłużne takie jak bony czy obligacje. Jednym słowem zdolność państwa do obsługi swojego zadłużenia jest oceniana pozytywnie. Co więcej jest to lepszy rating niż ma obecnie Portugalia, nie wspominając już nawet o Grecji.
Jasne, pewnie duże znaczenie ma w tym przypadku fakt, że Islandia to mały kraj, ale czy jest to aż tak różny przypadek w stosunku do Grecji czy Portugalii? Skoro można było pozwolić zbankrutować Islandii, to czemu nie zrobić tego samego z Grecją? Tu właśnie objawia się fakt, jak duże znaczenie mają polityczne rozgrywki i jak to możni tego świata za nic mają podstawowe zasady ekonomii i na siłę próbują z nimi konkurować, do tego bezskutecznie.
Grecja nie może zbankrutować bo to by oznaczało, że musi opuścić strefę Euro, inaczej się nie da, bo podstawowym kryterium, które pozwala szybciej wyjść z dołka jest dewaluacja własnej waluty i zwiększenie konkurencyjności gospodarki. Do póki politycy w UE nie pogodzą się z tym, dopóty nie będzie spokoju na rynkach finansowych. Na razie pompują w Grecję ogromne ilości pieniędzy, ale pytanie na jak długo wystarczy amunicji? Jeśli by pozwolono Grekom wyjść z UE już na samym początku problemów, dzisiaj pewnie ich PKB już by rósł i widać by było sygnały poprawy, a tak cały czas trwa marazm i atmosfera rewolucji.
Wracając do faktów, pełny komunikat Fitch, możecie przeczytać tutaj, z najciekawszych informacji, warto odnotować, że Islandia zanotowała w 2011 roku wzrost PKB na poziomie 3%, deficyt sektora finansów publicznych wyniósł zaledwie 0,5% PKB, podczas gdy w 2008 roku było to 6,5% PKB. Dług publiczny wynosi co prawda jeszcze blisko 100% PKB, ale w tym roku osiągnął swój szczyt i w kolejnych latach, będzie malał, bo Islandia już w tym roku planuje mieć nadwyżkę budżetową (Polska zielona wyspa ze wzrostem PKB powyżej 4% i znacznie niższym długiem, ciągle ma problemy z zejściem poniżej 3% deficytu...). W kolejnych latach, nawet pomimo zawirowań w eurostrefie, Islandia ma osiągać wzrost PKB na poziomie 2-2,5% rocznie i powinna spokojnie wychodzić z kryzysu. Moim zdaniem to świetny przykład, który daje nadzieje na poprawę sytuacji dla całej strefy euro, jak tylko jej przywódcy pójdą po rozum do głowy...
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Komentarze
Komentarze na Facebooku